top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraOla

Biebrza na weekend, wakacje na Biebrzy

Biebrza to rzeka w północno-wschodniej Polsce, prawy dopływ Narwi. Ma 165 km długości i niemal cały jej bieg (bo aż 155 km) leży na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego, co samo w sobie świadczy o atrakcyjności tego miejsca na urlop blisko natury :)


Na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego występuje 49 gatunków ssaków, 271 gatunków ptaków, 36 – ryb, 12 – płazów, 5 – gadów. Bezkręgowce są reprezentowane przez ponad 700 gatunków motyli, 448 gatunków pająków (mam nadzieję, że po naszej tratwie nie chodziło więcej niż 2-3 bo chyba padłabym na zawał), ponad 500 gatunków chrząszczy, 19 gatunków pijawek oraz 42 gatunki chruścików. (źródło: Wikipedia)


Biebrza
Biebrza

Z Biebrzą zetknęłam się pierwszy raz w wakacje dwa lata temu, kiedy to z koleżanką spędzałyśmy weekend w Augustowie i szukałyśmy atrakcji na kolejny dzień.

Efektem "googlowania" był pomysł wybrania się nad Biebrzę na spływ tratwą.

W momencie, kiedy poznałam tą możliwość - przepadłam;) Pierwszy spływ trwał około 4-5 godzin i rozbudził apetyt na więcej!!!


Nadeszło kolejne lato. Zbliżał się jeden z wakacyjnych weekendów, na który nie mieliśmy planów. W głowie cały czas kołatała się myśl: wrócić na Biebrzę, wrócić na Biebrzę. Wróciliśmy!!! Szczególnie, że wrócić chciały też dzieci :)


Gdzie?

Żeby zacząć nasz spływ musieliśmy dotrzeć do Sztabina. Sztabin to wieś położona w powiecie augustowskim, jakieś 250 km od Warszawy, nad Biebrzą. Ma dość ciekawą historię; z ciekawostek > tereny gminy zamieszkiwali pierwotnie Jaćwingowie - wymarły lud bałtyjski, o innych ciekawostkach przeczytacie tutaj.

W Sztabinie stawiliśmy się w firmie Biebrza24, gdzie wcześniej zarezerwowaliśmy swoją tratwę. Są też inne firmy organizujące takie atrakcje, my możemy polecić tą bo wszystko się fajnie udało :) Na miejscu jest możliwość noclegu (jeśli na przykład przyjechaliśmy wieczorem a wyruszyć chcemy rano), można kupić lokalne produkty (np. sękacz, nalewki czy pamiątki z drewna), można też wypożyczyć sporą część ekwipunku potrzebnego na tratwie, jeśli nie mamy swojego (np. śpiwory, butlę, kuchenkę itp.)


Kiedy?

Na spływ tratwą można wybrać się właściwie od wiosny do wczesnej jesieni. My wybraliśmy się w wakacje, w sierpniu. Lato to dobry wybór, chociażby dlatego, że ryzyko zmarznięcia jest mniejsze niż wczesną wiosną czy jesienią. Aczkolwiek gwarancji pogody nie ma nigdy (chyba, że ktoś ma swoje specjalne "układy tam na górze" i załatwi sobie co trzeba;)


Ile czasu?

Tutaj mamy dość dużą dowolność. Można zacząć od kilku godzin, żeby sprawdzić, czy to w ogóle nas kręci i jesteśmy gotowi spędzić w ten sposób czas dłuższy niż od śniadania do obiadu. Są opcje jednodniowe, weekendowe, tygodniowe. Ilość dni możemy sobie ustalić z organizatorem/wypożyczalnią tratw i dopasować do swoich potrzeb.


Skąd i dokąd?

Trasa (a właściwie jej długość) też zależy od Nas. Ograniczeniem jest firma, którą wybierzemy, gdyż przeważnie takowa ma swoje "miejsce startu", aczkolwiek i tutaj są różne możliwości.

My zaczynaliśmy spływ przy wiosce Sztabin i zaplanowaliśmy dopłynąć do wsi Jagłowo. Według informacji od organizatorów to odpowiedni odcinek dla początkujących: niezbyt krótki, żeby nie robić za długich przestojów w jednym miejscu, ale i na tyle długi, że ciężko może być zrobić więcej, szczególnie gdy trafi się słaba pogoda, wiatr, a uczestnicy nie mają atletycznej kondycji;)



Także dotarliśmy do Sztabina, późnym wieczorem w piątek, i już po ciemku wchodziliśmy na naszą tratwę. W praktyce wygląda to tak, że zostawiamy samochód na parkingu w firmie, gdzie wynajęliśmy tratwę i stąd busem, ze wszystkimi bagażami, zostaliśmy zawiezieni na tratwę. Bagaży mieliśmy na prawdę dużo. Wcześniej zostaliśmy poinformowani, że na odcinku rzeki, który zamierzamy przepłynąć, nie ma "cywilizacji", to znaczy sklepów, pól namiotowych i gospodarstw. Wszystko co ma nam być potrzebne musieliśmy zabrać ze sobą.

Mieliśmy na prawdę dużo rzeczy: materace i śpiwory do spania; kuchenkę turystyczną i butlę gazową; garnek do gotowania; talerze i kubeczki oraz sztućce; wodę do picia, gotowania, inne napoje; latarki; jedzenie; środki odstraszające komary - bo na wodzie jest mnóstwo komarów i innych owadów; kosmetyki: szczoteczki i pastę do zębów, mydło, krem z filtrem; lornetkę do obserwowania przyrody; aparat; zabraliśmy też gry i notatniki i oczywiście ubrania i buty. Myślę, że można było zabrać mniej, ale można też było zabrać o wiele więcej. W każdym razie nie należy przesadzać, tratwa ma mocno ograniczoną powierzchnię i im więcej gratów zabierzemy, tym trudniej będzie je rozmieścić na tratwie i trudniej będzie się po niej przemieszczać.

Jeszcze tego samego dnia, po ciemku, przepłynęliśmy kawałek, płynęliśmy może z pół godzinki. Znaleźliśmy miejsce na nocleg i się zatrzymaliśmy. (Mogliśmy zostać w miejscu, gdzie wchodziliśmy na tratwę, jednak obok "zaparkowane" były dwie tratwy pełne "rozrywkowych pasażerów", a my chcieliśmy się wyspać a nie balować;) Nie było łatwo przycumować bo było już bardzo ciemno, świeciliśmy sobie latarkami. Również przy świetle latarek szykowaliśmy miejsce do spania - dmuchaliśmy materace i szukaliśmy potrzebnych rzeczy, na przykład piżam. Musieliśmy się wyspać bo rano mieliśmy wyruszyć, podziwiać przyrodę i szukać żyjących tu zwierząt.

Nie wiem, o której godzinie się obudziliśmy rano ale wschód słońca był uroczy a otaczające rzekę łąki wyglądały bajkowo. Sielskie widoki miały nam towarzyszyć przez cały czas :) Zgodnie z informacjami "z biura" mieliśmy wypatrywać łosia, bobrów, bielika oraz bardziej pospolitych i zwierzaków.

Pierwszego dnia pogodę mieliśmy znakomitą. Żar się z nieba lał a my w strojach kąpielowych, wyposażeni w pychy próbowaliśmy opanować sterowanie tratwą. W teorii wyglądało banalnie, w praktyce trzeba wypracować swój sposób z uwzględnieniem wskazówek otrzymanych przy wypożyczaniu tratwy. Kiedy już wydawało nam się, że jesteśmy mistrzami, nurt rzeki przypominał nam, kto tu rządzi i lądowaliśmy w trzcinach.

Było ciekawie :) W sterowaniu tratwą uczestniczyć może cała rodzina. Hania z Emilem aktywnie brali udział w "wiosłowaniu", jeśli tylko nie wypatrywali zwierzaków przez lornetkę:)

Znalezienie odpowiedniego miejsca na przycumowanie też nie jest takie oczywiste. Trzeba wypatrzeć "wcinkę" między trzcinami czy innymi zaroślami, ustalić czy brzeg nie jest daleko idącym bagienkiem, bo ciężko będzie wówczas przedostać się na brzeg, a ciężko też może być stabilnie wbić palik co cumowania. Wieczór na tratwie to duża przyjemność. Zachód słońca maluje piękne obrazki, otaczająca zewsząd cisza urozmaicona jest przez odgłosy natury. Cudnie jest :) Jest też rzecz niecudna - komary i inne owady, no ale po pierwsze nie ma się co dziwić - jesteśmy na łonie natury,a po drugie - coś za coś;)

Kolejny dzień przywitał nas chmurami, wiatrem i deszczem. Radość i swoboda płynięcia tratwą, wypracowana przez długie godziny dnia poprzedniego, zostały brutalnie zachwiane przez siły przyrody. Wiatr i deszcz w twarz bardzo skutecznie utrudniają płynięcie i sterowanie. Były momenty, gdzie nie byliśmy w stanie pokonać zakola czy zakrętu bo wiatr tak silnie pchał nas do tyłu, pod prąd. Po wielu próbach, nieudanych próbach, i utracie sił poddaliśmy się, daliśmy się zepchnąć w trzciny i mogliśmy tylko i wyłącznie poczekać aż wiatr ustanie i Biebrza pozwoli płynąć wraz ze swoim nurtem:) Kiedy wiatr ustał, okazało się, że takie proste zjawisko jak ustanie wiatru właśnie, jest wielką ulgą, i że deszcz to już żadna przeszkoda i mimo wciąż padających z nieba ogromnych ilości kropli wody i przemoczonych ubrań jesteśmy w stanie płynąć dalej i mamy szansę dotrzeć do "punktu podjęcia" przed upływem kolejnego dnia. Dość ciekawe jest też to, że nie do końca mieliśmy świadomość jaka odległość dzieli nas od umówionego punktu podjęcia. Niby mieliśmy mapę, ale ciężko nam było określić, którym na mapie jest to zakole, gdzie się akurat znajdujemy... otaczające nas pola i łąki też były marnym punktem odniesienia. Telefon nie specjalnie miał zasięg aby sprawdzić swoje położenie na mapie. W związku z tym płynęliśmy sobie z myślą mniej więcej taką "jeszcze to zakole przed nami i w oddali zobaczymy zabudowania wioski, do której zmierzamy" hahahaha. Finał finałów oczywiście się udało:) pierwszą oznaką, że się zbliżamy, były wypasające się krowy :) Nie wiedziałam, że widok krowy może sprawić tyle radości:)

Pochmurny i deszczowy dzień na tratwie był dość ciężki, ale był też fajny. To tego dnia wypatrzyliśmy kołującego bielika. Na wodzie wypatrzyliśmy mnóstwo ślicznych roślinek.

Niezależnie od pogody, można łowić ryby (choć wydaję się to być nieco trudniejsze w rzece niż w jeziorze), można popływać w rzece, można przyczepić koło ratunkowe do tratwy i być ciągniętym w tym kole:), można opalać się na dachu tratwy.


Podsumowując: spływ tratwą po Biebrzy to bardzo dobry pomysł na weekend jak i na dłuższy plan wakacyjny. Jeśli tylko nie jesteś miłośnikiem 5-cio gwiazdkowych all inclusive, nie jest ci obce siusianie "pod krzaczkiem" i na jednym palniku gazowym z jednym garnuszkiem jesteś w stanie przygotować sobie posiłek, to rezerwuj tratwę i płyń.

Hania i Emil dopominają się od czasu do czasu dłuższego spływu tratwą, także kto wie, może i my znowu wyruszymy w biebrzański rejs :)





Jest OK :)






54 wyświetlenia0 komentarzy
bottom of page