top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraOla

Czy 13-go w piątek 20 km na rowerze to dobry pomysł..?

Zaktualizowano: 21 kwi 2018

Czy można się zdziwić na wycieczce rowerowej? Trasa znana, uczestnicy też. Nie raz jechaliśmy razem na przejażdżki. Pogoda piękna. Wszystko się zgadza i aż żal nie ruszyć...



Był piątek. Bardzo ładny słoneczny dzień. Słońce wpadające przez okno nie pozwalało usiedzieć w miejscu. Dodatkowo to był piątek, kiedy Emil i Hania mieli wolne od placówek edukacyjnych. Zrodził się pomysł wyprawy na plac zabaw. Słyszałam wiele dobrego o placu zabaw w parku Bajka w Błoniu. Pomyślałam, dlaczego by nie przekonać się osobiście, czy jest tam tak fajnie... usiąść w kawiarni na lody i soczek, co więcej, dlaczego by nie przejechać się tam na rowerach?

Teoria była idealna i wyglądało to banalnie. Mapa Google pokazała dystans oraz przewidywany czas przejazdu: 10 km w jedną stronę, 37 minut na rowerze. Spodziewałam się, że w przypadku wycieczki z dwójką dzieci będzie dłużej... Ruszyliśmy.

Droga do Błonia rozpoczęła się zderzeniem jednego z uczestników ze słupem a potem bywało różnie;)

Po drodze pokonaliśmy kładkę nad torami - każdy dzielnie przeprowadził swój rower na drugą stronę, najpierw wpychając go pod stromy podjazd a potem sprowadzając w dół równie stromym zjazdem.


Kolejne 2czy 3 kilometry upłynęły w drodze przez łąki i pola, po drodze spotkaliśmy śliczne biegnące sarenki (nie zdążyliśmy im cyknąć zdjęcia, a buuu:( ), mijaliśmy piękne kolorowe bażanty jak również włóczykije koty szukające wrażeń w zaroślach, aż do wiaduktu nad autostradą, który zwykle mijamy dołem :) Hałas był, jechało dużo samochodów a my wkroczyliśmy na kolejne łąkowe tereny po drugiej stronie autostrady.




Wydawało się, że już "mamy z górki" i zaraz za zakrętem będzie park i plac zabaw. Ale po sprawdzeniu mapy okazało się, że to nawet nie połowa drogi - biorąc pod uwagę odległość. Bo gdyby patrzeć na czas, to teoretycznie powinniśmy być na miejscu ;) hahahahaha.

No nic, jechaliśmy dalej, kolejne łąki, zarośla, gospodarstwa, zabudowania, zakręty. Aż za kolejnym zakrętem, na otwartej przestrzeni przywitał Nas silny boczny wiatr. Nie ukrywam, odebrał trochę przyjemności z jazdy rowerem i rozkoszowania się przyrodą. Ale daliśmy radę. Jeszcze tylko przejazd kolejowy, zakręt i jesteśmy. Po prawie 1,5 godzinie pedałowania, przystawania, pedałowania i skręcania.

Z daleka widzieliśmy kolorowe konstrukcje między drzewami i zaroślami. Jednak już na miejscu okazało się, że niestety większa część parku jest wygrodzona i trwają prace remontowe. Skorzystaliśmy z niektórych dostępnych atrakcji a potem postanowiliśmy usiąść w kawiarni na lody. Przecież taki był plan. Plan ciężko było zrealizować, przy parku nie ma kawiarni:( kawałeczek dalej jest budynek kina i przy nim kawiarnia, niestety sezon jeszcze się nie rozpoczął i nie było stolików na zewnątrz:( usiedliśmy w środku - wnętrze nie należy do przytulnych, ale na szczęście były lody. Po lodach jeszcze na chwilę wróciliśmy na plac zabaw do parku.


Hania z Emilem bawili się świetnie. Podobnie jak licznie przybyłe inne dzieci. I było to zdecydowanie słychać w eterze:) dzieciom remonty nie przeszkadzały;)

Ale trzeba było się zbierać do domu. Ja już wiedziałam, że powrót nie będzie taki prosty... Jak tylko minęliśmy przejazd kolejowy "zaczęły się schody". Upsss. Otwarte przestrzenie łąk przywitały nas silnym wiatrem w twarz:( Wiatr był nawet ciepły i w odniesieniu do gorącego słońca była to pewnego rodzaju ulga. Jednak już pedałowanie pod wiatr to żadna przyjemność... Momentami wiało tak bardzo, że prawie nas zatrzymywało w miejscu. Było ciężko a w głowie huczała świadomość, że jeszcze co najmniej 8 kilometrów do domu. I tych otwartych przestrzeni jeszcze kilka przed nami. I że droga ma sporo takich fragmentów, że będziemy centralnie pod wiatr. Chociaż tutaj nawet boczny nie był pocieszeniem... Droga powrotna trwała zdecydowanie dłużej niż droga tam. Były momenty pocieszenia, na przykład zając skaczący przez pole, kolejne bażanty i kotki a nawet śpiące kaczki. Udało się, dotarliśmy do domu :)



No i czy można się zdziwić na wycieczce rowerowej? Można !!!

Po pierwsze - 10 kilometrów nie brzmi groźnie, jak masz na myśli przejażdżkę samochodem. Po drugie - te same 10 kilometrów trzeba wrócić, a wtedy te 10 wydaje się mieć co najmniej z 15 ;)

Po trzecie - założenia czasowe można włożyć między bajki.

Po czwarte - nawet po gładkiej prostej drodze jedzie się ciężko, gdy Ci wiatr w oczy wieje.

Po piąte - jeśli wydaje Ci się, że Twoje pośladki tego nie odczują, bo to tylko 37 minut na siodełku > patrz "po trzecie"> 37 minut wydłużyło się trzykrotnie i Twoje pośladki (jeśli niezwyczajne) na pewno Ci o tym przypomną.

Jednak po szóste - jest to kolejne zaliczone wyzwanie:) Przygoda, którą będziemy wspominać :) Satysfakcja po powrocie! Doświadczenie na przyszłość:) i apetyt na więcej :)

Na pewno znowu gdzieś się wybierzemy:) I mówiąc gdzieś, mam na myśli dalej niż do lokalnej cukierni na lody i ciastko :)





27 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page